Wraz z początkiem listopada ruszam z akcją #czarnylistopad. Jest to cykl sesji zdjęciowych, w których fotografuję Was w czarnych ciuchach. Nie zawsze są to zdjęcia czarno białe, choć pasują one klimatem, bardziej niż te kolorowe.
Czy cały listopad poświęcę czarnym fotografiom? Nie. Nie zmuszam, a jedynie zachęcam, by wziąć w tym udział i mieć pamiątkę po tym miesiącu.
No właśnie. Skąd ten pomysł?
Listopad to zaraz po grudniu, jeden z najciemniejszych miesięcy w roku. Następuje zaraz po Halloween i rozpoczyna się Świętem Zmarłych. Mało w nim słońca, które z każdym dniem zachodzi coraz szybciej ustępując miejsca ponurej nocy. Jest to naturalny czas w kole roku poświęcony śmierci i przemijaniu. Natura za oknem zamiera, ale i nas dopada ten czarny nastrój. Jednak, czy to powód, żeby rezygnować z życia?
Utul swoją ciemną stronę!
W biegu po szczęście często nie chcemy myśleć o tych przykrych nastrojach, które nas dotykają. W jednym z postów o “jesiennej rutynie” pisałam o melancholii, która oznacza szczęście bycia w smutku. Nie zawsze trzeba cieszyć. Dostrzeganie tych chwil, kiedy jest nam ciężej, gorzej jest tak samo ważne, jak to że czujemy się świetnie. Yin Yang. Czerń i Biel. W przyrodzie istnieje równowaga. Ba! Cała natura poddaje się temu rytmowi, gubiąc liście i zapadając w sen zimowy. Czemu my mamy być w tym inni, skoro jesteśmy jej częścią?
Łatwo jest o tym pisać, trudniej zrobić. Nikt nie lubi czuć się źle. Jednak kiedy spojrzymy na swoje emocje z perspektywy obserwatora, okazuje się, że można znaleźć piękno w tych ciemnych momentach.
Bo czymże byłby pełny słońca dzień, gdyby nikt nie widział nocy. Czym byłoby szczęście, gdyby nikt nie zaznał goryczy?
Odnajduję w sobie na nowo miłość do czerni. Przyświecała mojemu życiu przez bardzo długi czas, na długo przed tym nim poznałam światło i płynącą z tego radość i satysfakcję. Nauczyłam się żyć w mroku, podążając trochę na oślep, mając w zanadrzu jedynie malutkie światełko w sobie.
Ten rok jest wyjątkowy. Wciąż uczę się dostrzegać pozytywne aspekty w rzeczach i sytuacjach na pozór ich pozbawionych. Lubię drążyć, patrzeć z różnych perspektyw. Takie tam zboczenie zawodowe 😀
Nigdy nie lubiłam listopada. Zawsze kojarzył mi się z depresją, przygaszonymi latarniami na ciemnych ulicach i krukami okupującymi łyse drzewa. Jednak w tym roku ujrzałam ten czas na nowo. Oczywiście, on wciąż jest tak samo ponury jak był wcześniej. Ale zmiana perspektywy pozwoliła mi docenić w nim piękno. Zatrzymałam się i pobyłam w swojej ciemnej stronie z pełną świadomością, pozwalając jej na swobodną przestrzeń. Utuliłam swoją ciemną, mroczną stronę, bo nikt nigdy jej nie przytulił. A w czym jest gorsza? Dzięki niej rozróżniam światło w mroku, doceniam szczęście jeszcze bardziej.
Dlatego doszłam do wniosku, że listopad zasługuje na specjalne wyróżnienie na mojej fotograficznej liście pomysłów. Chciałabym żebyście zobaczyli go moimi oczami. Ubiorę Was w czarne jak noc ciuchy i pokażę, że czerń jest tak samo piękna jak modne dzisiaj brązy.
Bo czerń jest sexy!
Ma w sobie ogrom elegancji i klasy.
Jeśli czujesz to w ten sam sposób, daj mi znać zostawiając komentarz albo umawiając się na listopadową sesję zdjęciową. Jeśli nie uda się w tym roku, to nic straconego. #CzarnyListopad wejdzie do kanonu sezonowych ofert na stałe, więc będzie można umówić się na zdjęcia także za rok.
Działam w Koszalinie, ale na potrzeby fantastycznych zdjęć dojadę wszędzie 🙂