Uwielbiam pracować z osobami, które czują to, co robią. Poznajcie Martę, która nie tylko czuje, ale też obdarowuje swoją piękną muzyką wszystkich dookoła. I jak sama powtarza, ona jest tylko narzędziem, przez którą przemawia coś znacznie większego. Zauważyłam jak posługuje się pałeczkami uderzając w misy. Jak delikatnie się z nimi obchodzi, rozmawia z nimi niczym z człowiekiem.
MUZYKA TO Instrumenty…
Instrumenty są iście magiczne, posiadają własną duszę. I jeśli ktoś nie przeżyje na własnej skórze tych dźwięków, nie będzie wiedział o czym mówię. Nie chciałabym zagłębiać się w temat czym są misy, jak działają, skąd pochodzą i jaka jest ich historia. Myślę, że każda z nich ma swoją własną. Co mnie w nich urzekło to, to że wprowadziły w niezwykły nastrój. Melodia prowadziła mnie jakby za rękę, pokazując co rusz nowe obrazy, historie, które przemijały jak auta na ulicy. Dźwięk wibrował w całym ciele, pierw subtelnie zostawiając po sobie nostalgiczne wrażenie. Z każdą chwilą stawał się śmielszy, lekko niepokojący. W końcu przestrzeń wokół mnie wypełniła rozszalała burza. Wrażenie przypominało spadające gromy, zapierające dech w piersi. Nie sposób było myśleć o niczym konkretnym. Ciało zjednywało się z dźwiękami, które wdzierały się w komórki, wypędzając z nich to co złe i niepotrzebne.
Gdy burza przeszła, a melodia znowu stała się wdzięczna o radosnych tonach, czułam się inna. Zupełnie jak po długiej podróży. Ciało się oczyściło, a głowa stała się lżejsza o parę myśli.
A co wywołało salwę nieposkromionych dźwięków? Tenże gong.
Marta swoją muzyką roztacza wokół piękną świetlistą aurę, a udział w jej koncertach to niezapomniane, magiczne uniesienie. Jej koncertom przyświeca idea, by uwrażliwiać ludzi na piękno. Przy całym akompaniamencie melodii w głowie pojawiają się różne myśli, których zadaniem jest płynąć. Wolność, światło, relaks. Ja tak czuję tą muzykę. Przy takich momentach trudno się nie uśmiechać.