osadzam się wygodniej w sobie. Intensywność lata dogoniła mnie i pokazała braki, nad którymi zaczęłam pracować wraz z powrotem z wakacji. Pierwszorzędną sprawą jest zdrowie. Być może to właśnie ono wyznacza mi kierunek, jednoznaczny sygnał na ogarnięcie się. Ciężko mi złapać balans, zwłaszcza w świecie, który wymaga ode mnie ciągłego wchodzenia w to, co na zewnątrz. Odstawiłam social media, pierw na miesiąc, tak dla sprawdzianu, jak będę się czuła. Czułam, że odzyskałam życie. Odkryłam, że jest masa obrazów i wspomnień, którymi nie chcę się dzielić ze światem, które chce zostawić tylko dla siebie i najbliższych. Dzięki temu zaczęłam być bardziej obecna w swoim życiu. I choć brzmi to jak wytarty frazes rodem z coachowych kwestii mentoringowych – to tym razem, naprawdę to poczułam.
Poczułam, że mam rodzinę, że to z nimi pragnę spędzać wolny czas. Poczułam, że największą frajdę sprawia mi obcowanie z domem. To mocno o jesieni, o chowaniu się do wewnątrz, własnego domu, ale i wnętrza siebie. Czułam, że potrzebuję odpoczynku, a jednocześnie dystansu do swojej pracy oraz własnych publikacji w sieci.
Czy chcę wystawiać siebie na tak szeroką ekspozycję ludzkich oczu i opinii? Ja, która pół życia spędziła na odseparowywaniu się od ludzi. Czy chcę dzielić się moimi spostrzeżeniami? I tak i nie. Pragnę zachować balans między prywatnością, a tym, co związane z fotografią oraz „drogą artysty”. Chcę Cię informować o kolejnych etapach mojego twórczego odrodzenia, ponieważ to droga stricte związana z moją pracą. Składają się na to nie tylko dorobek artystyczny, ale również budowanie w sobie gotowości na różnego rodzaju projekty.
Myślę że każdy ma swoją drogą do przejścia, na swój sposób, z własnymi błędami na których czegoś się uczy. Ja, obca osoba z internetu jestem najmniej kompetentną osobą do sypania rad na życie. To Ty jesteś ekspertem od swojego życia. Domyślam się jednak że jesteś osobą inteligentną i traktujesz moje wpisy wyłącznie jako formę inspiracji poprzez sympatie do mojej pracy lub ciekawości tego, co w trawie piszczy u innych.
Droga Artysty przyniosła mi odpoczynek, który był ostatnim, ale i najważniejszym etapem. Niesamowite jak inaczej wygląda świat i nastawienie do pracy twórczej, kiedy się po prostu odpocznie. Wyleży, wysiedzi, wynudzi za wszystkie te czasy, kiedy odpoczynku zabrakło. W natężeniu pracy ciężko o tworzenie dla samego tworzenia, na cieszenie się procesem. Bo zlecenia czekają, bo trzeba się spiąć z terminami, bo to, tamto i siamto. Kreatywnością mogłam co najwyżej popisać się planując swój napięty grafik, ale nic więcej.
Miesiąc odpoczywania, powolnych poranków sprawił, że podeszłam do białej kartki papieru z zupełnie nowym spojrzeniem. Bez lęku „o matko, co ja mam tutaj narysować”. Po prostu „spróbuj, pomieszaj te kolory, zobacz co z tego wyjdzie”. Niby tak nie wiele, a zmieniło wszystko. Nie fiksowałam się na punkcie skończonego perfekcyjnego obrazu. Bawiłam się farbami, sprawdzałam natężenie barw i odciski pędzla. Potem zaczęłam śmielej sięgać po kształty i kompozycje mieszczące się na różnych formatach kartki. Wykupiłam mini kurs na temat budowania szkicownika. Pierwszy raz od dawien dawna sięgnęłam po ołówek, żeby narysować coś, co widzę. Koślawo, z liniami błądzącymi obok tych prawidłowych, ale jednak. Była to lekcja przez zabawę oraz pozwolenie sobie na błądzenie, na szukanie, na mylenie się i ćwiczenie.
Poświęciłam cztery lata na budowanie firmy, zapominając o prywatnym życiu. To była droga, którą musiałam przejść, żeby zbudować coś od zera, a jednocześnie żeby poczuć i zrozumieć co jest naprawdę ważne. Energia włożona wtedy w pracę dziś przynosi owoce, a ja mogę ze spokojną głową odpocząć, nie pędzić i pracować na swoich warunkach, bez presji klientów, czy zleceń, które nie do końca mi leżą. Czuję, że mogę mieć balans między pracą, włąsną twórczością, a zdrowiem i czasem z rodziną.